Idę zmęczona do
kuchni, by zrobić sobie kawę. Zawsze po przebudzeniu musiałam zrobić sobie
kawę, inaczej nie mogłabym funkcjonować. Szczególnie teraz, w te jesienne dni,
kiedy pogoda zmienia się pięć razy dziennie i każdego dopada jesienna chandra.
Wsypuję łyżeczkę
kawy rozpuszczalnej oraz półtorej łyżeczki cukru do kubka, a następnie zalewam
mieszankę wrzątkiem i dolewam mleka. Mieszam przez chwilę napój łyżeczką,
patrząc się w moje odbicie w szybie. Wyglądam okropnie. Rozczochrany kok na
głowie, brak makijażu, podkrążone oczy, a do tego brak stanika przez co moje
piersi, jak i ja cała, wyglądają kompletnie nieatrakcyjnie. Tamara nigdy nie
pozwoliłaby mi tak wyglądać, zawsze wszystko musi mieć dopięte na ostatni
guzik, niezależne od tego czy jest to spotkanie w pracy czy pójście spać.
Aczkolwiek teraz mogę sobie pozwolić na bałagan, bo wczoraj pojechała na
dwu-tygodniowy kurs lekarski do Bostonu i będę sama przez te dwa tygodnie.
Siadam na
kanapie i okrywam się kocem, a na stopy wsuwam grube, ciepłe skarpety,
następnie biorąc łyk kawy. Chociaż nie lubię jesieni, to uwielbiam nic nie robić,
a takie deszczowe dni jak dzisiejszy idealnie temu sprzyjają.
Przymykam oczy,
wzdychając prawie niesłyszalnie, lecz ciszę przerywa dzwoniący telefon.
Przewracam teatralnie oczami sama do siebie, bo dopiero co siadłam, a już
musiałam się podnosić. Szybkim krokiem udaję się do sypialni i wyjmuję komórkę
spod poduszki, widząc że dzwoni jakiś numer, którego nie mam zapisanego. Unoszę
pytająco brew, jednocześnie odbierając połączenie, po czym przykładam telefon
do ucha.
- Słucham?
- Dzień dobry,
Justin Bieber z tej strony. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – słyszę zachrypnięty,
nieco mroczny głos. Od czterech dni siedzę jak na szpilkach, nie mając pojęcia
czy dostanę tę posadę czy nie i nagle dzwoni, przyprawiając mnie o ciarki swoją
osobą. Przełykam głośno ślinę, modląc się w duszy o to, żeby nie mówił już w
ten sposób jak teraz, bo jego głęboki głos naprawdę przyprawiał mnie o
dreszcze.
- Nie, nie
przeszkadza pan. – mówię po paru sekundach.
- Cieszy mnie to.
Dzwonię, żeby powiedzieć, że dostała pani tę pracę – oznajmia, a ja piszczę w
duchu, ciesząc się, że w końcu dostanę bardziej poważną pracę – Ale musi się pani
stawić w firmie za godzinę, inaczej ta posada przepadnie. Miłego dnia. – dodaje
i rozłącza się, nie dając mi nic odpowiedzieć. Godzina. A z tego półgodziny na
dojazd.
Jak najszybciej
pędzę do łazienki, biorąc ze sobą czarne rurki i granitową koszulę.
Natychmiastowo się ubieram, wkładam soczewki do oczu i zaczynam się malować. Rozpryskuję
na włosach suchy szampon, a po umyciu zębów wyczesuję białą maź z włosów, które
robią się świeże. Jak będę miała czas, to pomodlę się w podziękowaniach do tej
osoby, która wynalazła suchy szampon.
W przedpokoju
zarzucam na siebie czarny płaszcz, a na stopy wsuwam czarne botki. Zabieram ze
sobą torebkę i inne najpotrzebniejsze rzeczy, po czym wychodzę z mieszkania,
zamykając je na klucz. Szybkim krokiem idę do samochodu i jak najszybciej
wyjeżdżam z parkingu na drogę, prowadzącą do firmy. Zegarek wskazuje, że mam
ponad półgodziny na dotarcie do pracy, więc całkowicie się uspokajam, biorę
głęboki oddech i wypuszczam go z ulgą. Włączam radio, a kiedy słyszę świąteczną
piosenkę, od razu zmieniam stację. Od kiedy świąteczne piosenki puszcza się w
listopadzie? Czas świąteczny zaczyna się w grudniu, a nie w najgorszym miesiącu
ze wszystkich.
Wsłuchuję się w
audycję Ryana Seacresta, który rozmawia ze słuchaczami, którzy próbują wygrać
jakiś konkurs, a jednocześnie koncentruję się na drodze. Podpieram głowę na
jednej ręce, kierując drugą ręką, ponieważ wjechałam na najbardziej zakorkowaną
ulicę w całym Nowym Jorku i jechałam na niej zaledwie 20 kilometrów na godzinę,
jednak w pewnym momencie zaciskam mocno obie dłonie na kierownicy i z całej
siły wduszam hamulec stopą, żeby nie walnąć w auto przede mną, które raptownie
zahamowało. Samochód w ułamku sekundy zatrzymuję się, a ja wychodzę z niego,
tak samo jak inni kierowcy ze swoich aut i zaczynam się rozglądać. Niestety jestem
za niska, żeby widzieć co się dzieje, dlatego podchodzę do jakiegoś wysokiego
mężczyzny i pytam się, co się stało.
- Przez śliską
jezdnię jakiś samochód nie wyhamował na światłach i zderzył się z innym
samochodem. Jeszcze z dobrą godzinę tu postoimy, bo nawet policja jeszcze nie
przyjechała. – mówi, po czym zaczyna kierować się w stronę wypadku jak
większość innych osób. Jestem załamana. Wsiadam ponownie do auta, zauważając,
że za dziesięć minut powinnam być w firmie. Nie zdążę, nieważne jak bardzo bym
chciała. Klnę pod nosem z frustracji, lecz po chwili zauważam, że nie jestem
tak daleko od pracy, więc jakbym się pośpieszyła, to zdążyłabym tam dojść na
pieszo. Zjeżdżam samochodem nieco w bok, parkując na połowie chodnika, po czym
zabieram torebkę, zamykam auto i zaczynam biec w stronę siedziby firmy niczym
Usain Bolt podczas biegu na 100 metrów. W między czasie dopada mnie ogromna
ulewa i po dwóch nieudolnych próbach założenia kaptura na głowę, odpuszczam
sobie, ignorując to, że będę wyglądać okropnie.
Kiedy staję pod
budynkiem, biorę głęboki oddech i wchodzę do środka. Recepcjonistka chyba mnie
poznaje, bo nie pyta już o imię, a ja podbiegam do windy, której drzwi właśnie
się zamykają. Wsadzam dłoń w szparę, a drzwi ponownie otwierają się, dzięki
czemu mogę wejść do środka. Od razu naciskam na przycisk z liczbą 19. Właściwie
to nie naciskam jeden raz. Może dwa. Ewentualnie siedem…
Ludzie w
pomieszczeniu patrzą na mnie z irytacją, a ja modlę się w duchu, żeby nie
wychodzili przede mną z windy, ponieważ opóźniłoby mnie to. Jednak moje prośby
nie zostają spełnione i ludzie zaczynają wchodzić oraz wychodzić na innych
piętrach, przez co ze zirytowaniem wychodzę z windy na szesnastym piętrze i idę
na górę schodami. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, gdyż moja kondycja jest
naprawdę w złej formie, dlatego na ostatnich schodach prawie się czołgam. Po
chwili znajduję się na piętrze dziewiętnastym i już szybciej niż wcześniej,
wpadam do gabinetu mojego pracodawcy.
- Jestem,
zdążyłam! Zostało mi kilka sekund! – mówię z entuzjazmem, ale wtedy spostrzegam
się, że oprócz Justina, siedzi tam jakaś brunetka, którąś skądś kojarzyłam i
dwóch mężczyzn. O cholera.
- Bardzo mnie to
cieszy, Lorraine. Mogłabyś poczekać na zewnątrz? – pyta, a tak właściwie
rozkazuje Justin. Widzę, że jest rozgniewany przez moje zachowanie. Nic się nie
odzywając, wychodzę z gabinetu i siadam na tym samym krześle, co wczoraj,
zauważając, że Carla i recepcjonistka patrzą się na mnie zszokowane. Jestem
załamana sama sobą, przecież to była najbardziej żałosna sytuacja w całym moim
życiu.
- Nie popuści Ci
takiego zachowania, zobaczysz – mówi recepcjonistka i podchodzi do mnie – Tak w
ogóle, to jestem Sophie. – dodaje, wystawiając dłoń w geście przywitania.
Podnoszę się i ściskam lekko jej dłoń, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Lorraine. –
odpowiadam, a z gabinetu Justina wychodzą ludzie, z którymi rozmawiał.
Mężczyzna żegna się z nimi, a następnie kiwa do mnie głową, żebym poszła do
niego. Wchodzę do pomieszczenia, a po zamknięciu drzwi od razu zaczynam się
usprawiedliwiać.
- Ja naprawdę
nie chciałam, wiem że głupio się zachow…
- Cicho bądź i
siadaj. – oznajmia takim tonem głosu, że każdy bałby się mu teraz przerwać lub
zaprzeczyć. Posłusznie siadam na krześle, a szef siada naprzeciwko mnie na
biurku. Promienie słońca padają na połowę jego twarzy, przez co jego lewe oko
jest jasne, w barwach karmelu, a drugie oko, poprzez cień, ciemne. To wszystko
sprawia, że wygląda jeszcze bardziej przerażająco niż wcześniej… Jak jakiś
demon.
- Ty chyba
postradałaś zmysły! Jak myślisz, co Ci ludzie sobie pomyśleli? Siedziała z nami
Kendall Jenner, jedno z najgorętszych nazwisk modowych w tym roku, miała być
ambasadorką naszej nowej kampanii, a przez Ciebie powiedziała, że się
zastanowi, rozumiesz to? W przedostatniej kampanii od razu się zgodziła.
- Przepraszam… -
szepczę.
- Nie przerywaj
mi, nie skończyłem jeszcze – burczy – Zdajesz sobie sprawę z tego, jaką
reputację nam to da? Wiesz, że wieści o takich małych wybrykach szybko się
roznoszą po różnych firmach z tej branży? Oczywiście, że nie wiesz – luzuje swój
krawat i odpina guzik od marynarki – Ale nie wyrzucę Cię. – dodaje, a ja
otwieram szeroko oczy ze zdziwienia.
- Naprawdę? –
pytam. Byłam pewna, że powie mi, żebym już nigdy tutaj nie wracała, a tu takie
zaskoczenie.
- Tak. To była
jedynie, hm… ojcowska nagana. Ale jeśli jeszcze raz zrobisz coś, żeby zepsuć
reputację tej firmy, nawet jeśli będzie to niechcący, to zostajesz zwolniona,
rozumiemy się? – unosi pytająco brwi i zaczesuje nieco długą grzywkę do tyłu.
- Oczywiście.
- Możesz już
iść. – mówi, po czym siada na swoim fotelu przy biurku.
- Ale tak
właściwie, to po co miałam przyjechać?
- To był taki
test. W tej pracy trzeba być bardzo „dostępnym” o każdej porze dnia i nocy.
Chciałem po prostu sprawdzić czy uda Ci się dotrzeć na czas. – wzrusza ramionami,
unosząc jeden kącik ust. Nie wiem co powiedzieć. Robiłam wszystko, żeby dostać
się tu na czas, a teraz mówi mi, że tak naprawdę był to jakiś głupi test i nie
jestem na razie do niczego potrzebna. Mam ochotę go w tym momencie zabić, ale
wiem, że i on ma ochotę zabić mnie przez tamto wpadnięcie do gabinetu. Czyli
jesteśmy kwita.
- To do
widzenia. – mówię i podnoszę się z krzesła, ale zanim zdążę otworzyć drzwi, to
słyszę jego kolejne słowa.
- Jutro na ósmą
masz być w pracy. Tak w ogóle, to mieszkam kilka przecznic dalej od Ciebie,
więc jeśli chcesz, to mogę Cię zabrać ze sobą. O 7:20 masz być przy 7Eleven. –
oznajmia, a ja posyłam mu delikatny uśmiech.
- Z chęcią. –
odpowiadam i wychodzę z jego gabinetu.
___________________________
Ze wszystkich napisanych jak na razie rozdziałów, ten podoba mi się najbardziej! A Wy co sądzicie? :)
Dziękuję za 11 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, 6 obserwatorów i ponad 1000 wyświetleń dopiero po pierwszym rozdziale. Mam nadzieję, że statystyki będą cały czas rosnąć! :)
Aa, jeśli chcecie być na bieżąco informowani o nowych rozdziałach ,to zapraszam do obserwowania tego konta - @mauledhearts lub wpisania się do zakładki "informowani".
Komentujcie, obserwujcie xx
Kurwa ja bym wpierdol mu dala za taki test!! (⊙o⊙)
OdpowiedzUsuńAwesome B))
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńSuper :3 Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńWybrałaś ciekawą tematykę ff. *-*
OdpowiedzUsuńJest bardzo ciekawie, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i tego kiedy Justin pokaże swoją mniej mroczną i straszną stronę! 😂✌
Pozdrawiam i do następnego! 👌
Rodział świetny ❤��
OdpowiedzUsuńIdealny
OdpowiedzUsuńCiekawie sie zapowiada ;) dodaje do ulubionych i czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie mam nic więcej do napisania, masz ogromny talent :) Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńTym razem dokończysz to ff czy będzie jak przy 3 pozostałych?
OdpowiedzUsuńDokończę, ale rozdziały będą rzadziej. Poza tym Hidden Enemies dokończyłam ;)
UsuńHidden Enemies miało dzielić się na 2 części. Cóż... Wiec druga część kończy się na trzecim rozdziale? ;)
UsuńPodoba mi sie :)
OdpowiedzUsuńAż tak rzadko masz zamiar dodawać rozdzialy czy po prostu nie masz zamiaru tego dalej ciągnąć ? aha , no cóż czekam na nexta, może jednak wstawisz
OdpowiedzUsuńSuper. BARDZO ciekawie się rozpoczyna ;** Mam nadzieję, że już niedługo pojawi się kolejny rozdział... A i że to opowiadanie bedzie miało swój koniec :** Chyba wiesz o czym mówię ;)
OdpowiedzUsuńkochane powiedzcie mi jak wy robicie te zdjęcia na górze :(
OdpowiedzUsuńKolejne opowiadanie do kolekcji nie dokonczonych opowiadań wohhhho xd
OdpowiedzUsuńSuper, ale kiedy bedzie nowy rozdział? :(
OdpowiedzUsuń